#106 2010-07-26 13:24:28

Beo

Pirat

15610674
Zarejestrowany: 2009-03-22
Posty: 201
Punktów :   

Re: made in yuna

Rudzielec był silny albo powinienem powiedzieć szybki. Kiedy wyrzucił broń Arisy za siebie wyciągnąłem Higurashiego i powiedziałem.
-Podałeś mi swoje imię ale nie powiedziałeś kim jesteś dokładnie...Arisa kim jest ten gość?
*Do póki nie zaatakuje nas nie jest zagrożeniem ale jeżeli ma zamiar zaatakować którekolwiek z nich to zareaguję , Tsuyoshi to cywil i dał nam mapę więc należy mu się ochrona  ,a Arisy muszę bronić bo taki był rozkaz kapitana*pomyślałem patrząc się w oczy Roya.

Offline

 

#107 2010-07-26 15:15:44

ark0n

Pirat

Skąd: Toruń
Zarejestrowany: 2009-03-19
Posty: 185
Punktów :   
WWW

Re: made in yuna

Przyglądałem się sytuacji spokojnie. W pewnym momencie odstawiłem dziewczynkę. - Miyone poczekasz tu grzecznie prawda?- Uśmiechnąłem się.- Kiyoshi-kun co tu się dzieje? - Spojrzałem na mężczyznę. Wokół jego oczu były czerwone obwódki "Red Eye" pomyślałem sobie.- Red Eye, czy aby mam przyjemność z Red Eye'm?


http://img509.imageshack.us/img509/6156/arkonxw7.png
ot skromny pisarz

NEVALE DELAVEGA

Offline

 

#108 2010-07-26 19:22:35

N-Ero Sennin

Użytkownik

Zarejestrowany: 2010-06-24
Posty: 85
Punktów :   

Re: made in yuna

Papuga doprowadziła mnie prosto do celu.
- Co jest, kapitanie? - Spytałem Nevale'a, gdy zauważyłem, że jest coś nie tak. Instynktownie położyłem dłoń na rękojeści swojego wakizashi. Nie byłem pewien, czy na pewno używać nowozdobytego rapiera w walce z przeciwnikiem o nieznanych siłach.

Offline

 

#109 2010-07-26 22:13:03

yunalaska

Pirat

13684266
Zarejestrowany: 2009-04-26
Posty: 170
Punktów :   

Re: made in yuna

Arisa cofnęła się do tyłu - To on...To on tam był...- Mała Miyone przybiegła do niej i przytuliła się.
-Bandzior! - powiedziała mała.
-Nie lubię tego słowa...- westchnął Roy. - Tak, to ja jestem Red Eye, ale nie lubię tej ksywki...Słuchajcie, jestem tu tylko po mapę,ok? Nie mam zamiaru teraz z nikim zaczynać wojny. To nie miejsce i czas na to...

Offline

 

#110 2010-07-27 13:39:28

Beo

Pirat

15610674
Zarejestrowany: 2009-03-22
Posty: 201
Punktów :   

Re: made in yuna

Patrzyłem się na Roya przez chwilę po czym schowałem Higurashiego i powiedziałem.
-Arisa zostajesz tu czy idziesz ze mną?

Offline

 

#111 2010-07-27 17:09:14

ark0n

Pirat

Skąd: Toruń
Zarejestrowany: 2009-03-19
Posty: 185
Punktów :   
WWW

Re: made in yuna

-Kiyoshi-kun mój rozkaz anihilujemy tutaj wszystkich.- Uśmiechnąłem się wrednie i skoczyłem na przeciwnika.


http://img509.imageshack.us/img509/6156/arkonxw7.png
ot skromny pisarz

NEVALE DELAVEGA

Offline

 

#112 2010-07-27 17:39:17

Beo

Pirat

15610674
Zarejestrowany: 2009-03-22
Posty: 201
Punktów :   

Re: made in yuna

Byłem zdziwiony reakcją kapitana ale nie odpowiedziałem na jego rozkaz *Nie potrafię rozszyfrować go...czasami jest zimny, czasami zarozumiały , frywolny a czasami tak jak teraz chce po prostu walczyć . Owszem ja też zabijam ale głównie tych co staną mi na drodze albo sprawiają ,że ludzie ciepią....Roy prawdopodobnie wywołał wiele cierpienia ale gdyby był mordercą lub bez mózgim bandytą jak Archer i Don Sao ze swoimi sługusami to by bez wahania zabił Arisę i mnie ale tego nie zrobił w dodatku nie chce walczyć więc nie jest także przeszkodą....nie myślałem ,że tak szybko ten dzień nadejdzie ale nie zgadzam się z opinią mojego kapitana ...*pomyślałem obserwując Nevale'a ....

Offline

 

#113 2010-07-27 21:17:09

N-Ero Sennin

Użytkownik

Zarejestrowany: 2010-06-24
Posty: 85
Punktów :   

Re: made in yuna

Chwyciłem odruchowo za rękojeść wakizashi i wyciągnąłem je lekko, lecz po chwili schowałem.
- "Troje to już tłok..." - Pomyślałem, patrząc na walkę. Nie będę się włączać, jeżeli mam przeszkadzać.

Offline

 

#114 2010-07-28 20:10:21

yunalaska

Pirat

13684266
Zarejestrowany: 2009-04-26
Posty: 170
Punktów :   

Re: made in yuna

Gdy Nevale zaatakował Roy'a, ten uderzył go mocno w podbrzusze. Kapitan stracił przytomność. Przerzucił go przez plecy.

-Nie idźcie w jego ślady, to co zrobił było wysoce nierozsądne. - Oddał kapitanka na ręce Nero. - Jeszcze się pewnie spotkamy, wykuruj go...- Spostrzegł apteczkę przy Nero. - Wyglądasz na kogoś kto się na tym trochę zna, rybko...
Skierował oczy w stronę Arisy - O ile dobrze kojarzę, poznaliśmy się w wysoce niemiłych okolicznościach, złotko...- palcami podniósł kosmyk jej włosów - Jednak praca to praca... Tsuyoshi. - Spojrzał na właściciela uroczego domku. - Mapa. - wszedł do domu, będąc w progu dodał - Sheeva nie wypuszcza mnie bez nadzoru, więc lepiej zabierzcie stąd te panie...

Opisujecie drogę do domu dziadka. Możecie się dogadać na gg jak chcecie. Jak wrócicie możecie coś zjeść, wypić, potrenować, pogadać, iść do burdelu, powalczyć z wilkami (powiedzmy, że jak wejdziecie do lasu, zawsze będą 2 które was zaatakują) pogadać, watch porn or else. Ilość odpisów dowolna.

Offline

 

#115 2010-07-30 09:46:52

N-Ero Sennin

Użytkownik

Zarejestrowany: 2010-06-24
Posty: 85
Punktów :   

Re: made in yuna

- No, panie kapitanie, tak się kończy zbytnia pewność siebie... - Powiedziałem, po czym przerzuciłem nieprzytomnego przez plecy.
- No, komu w drogę, temu papuga... - Powiedziałem, po czym zagwizdałem, aby przywołać papugę, która nas zaprowadzi do domu staruszka.

Offline

 

#116 2010-07-30 16:14:40

Beo

Pirat

15610674
Zarejestrowany: 2009-03-22
Posty: 201
Punktów :   

Re: made in yuna

Kapitan rzucił się na Roya i ku mojemu zaskoczeniu szybko padł po jednym ciosie nieprzytomny Nevale był na ramieniu rudego który potem powiedział.
-Nie idźcie w jego ślady, to co zrobił było wysoce nierozsądne.
Potem oddał kapitana nowemu mówiąc.
-Jeszcze się pewnie spotkamy, wykuruj go...Wyglądasz na kogoś kto się na tym trochę zna, rybko...
*Rybko? Czyżby ten typ to był syren? Słyszałem o nich ale żadnego na żywe oczy nie widziałem.*pomyślałem zdziwiony . Mężczyzna podszedł do Arisy mówiąc.
-O ile dobrze kojarzę, poznaliśmy się w wysoce niemiłych okolicznościach, złotko...-Tu podniósł kosmyk jej włosów po wyrazie twarzy widać było ,że miała ochotę go odtrącić ale nie mogła.
- Jednak praca to praca... Tsuyoshi... mapa.
Po tych słowach Tsuyoshi cofnął się do domu ze stalowym spojrzeniem zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji ale nie bał się . Gdy Roy wchodził do domu dodał do nas.
- Sheeva nie wypuszcza mnie bez nadzoru, więc lepiej zabierzcie stąd te panie...
Gdy on znikł podszedłem do Arisy i powiedziałem.
-Chodźmy więc zani-
Dostałem w twarz bardzo mocno muszę przyznać.
-Dlaczego go nie zaatakowałeś !? Mogłeś Zrobić cokolwiek !
-....nie miałem powodu...
-To zły człowiek to wystarczający powód!
-......
-Jesteś żałosny..
-Nee-chan!
Arisa wzięła siostrę i zeszła po drabinie po czym ruszyła za Nero do domu ich dziadka. ,,Jesteś żałosny'' te słowa rozbrzmiały mi w głowie *Żałosny..ta?...Ciekawe co Shion by powiedziała...pewnie to samo...*pomyślałem po czym zeskoczyłem z balkonu na ziemie *Może jestem żałosny i jestem mordercą ale nie miałem powodu by go atakować coś mi mówiło ,że nie jest aż taki zły ten Roy...poza tym jakie mam prawo jego oceniać skoro sam jestem mordercą i zabiję każdego kto stanie mi na drodze? Wszystko by jeszcze raz spotkać siostrę..nie dość ,że żałosny to jeszcze samolubny...*pomyślałem po czym zacząłem iść przed siebie nagle usłyszałem grzmot gdy się spojrzałem na niebo zaczęły się zbierać chmury *....świetnie deszcz...pogoda która mi odpowiada...*pomyślałem kierując się w stronę  wąwozu idąc widziałem ślady tamtej trójki . Przy wąwozie zaczęło padać i nieco mocniej grzmiało przeszedłem bez przeszkód jednak w lesie napotkałem dwa wilki .  Byłem już w połowie drogi gdy mi wyszedł jeden na drogę po chwili od tyłu zaszedł mnie drugi.
-......Przykro mi ze mnie pożywienia nie będzie żadnego....
Wilk za mną skoczył na mnie ja także podskoczyłem i gdy przelatywał pode mna odbiłem się od jego karku i gdy byłem w powietrzu wyciągnąłem Higurashiego po czym rzuciłem Hisan Yaiba przepoławiając wilka. Jego towarzysz nie czekał i rzucił się na mnie zablokowałem jego szczęki Higurashim ale był znacznie silniejszy od psów które wcześniej mnie zaatakowały i przewrócił mnie na ziemię zmokłej już od deszczu . Jego silne łapy zaczęły mi cisnąć klatkę piersiową było mi ciężej oddychać po chwili jednak silnym kopniakiem udało mi się go zrzucić jednak od razu rzucił się do kontrataku zrobiłem cięcie pod katem zraniłem go ale wilk był wytrzymały . Teraz jak przyjrzałem mu się z bliska zauważyłem ,że ma parę starych blizn ,a rana którą zadałem szła po grzbiecie i nie wyglądało na to ,że to go powstrzyma.
-Miałeś ciężkie życie ....
Zacząłem się cofać ,a wilk zaczął groźnie warczeć jednak gdy byłem już na dość sporą odległość zostawił mnie w spokoju . Idąc dalej przez las usłyszałem wycie to chyba był on opłakiwał towarzysza *Nie zawaham się  zabić człowieka ,a nie zabiłem wilka...czemu wogóle go oszczędziłem ? Sam nie wiem...*pomyślałem idąc dalej . Po opuszczeniu lasu i jeszcze chwili marszu trafiłem przed dom z którego przyszliśmy jednak nie wszedłem do środka *Wolę tam nie wchodzić...* Zauważyłem jabłoń niedaleko domu usiadłem pod nią i obserwowałem dom sam na deszczu.....(Lilium violin version --> http://www.youtube.com/watch?v=_E5XacifT_U )

Offline

 

#117 2010-07-30 21:21:49

yunalaska

Pirat

13684266
Zarejestrowany: 2009-04-26
Posty: 170
Punktów :   

Re: made in yuna

Beoś, dostaniesz premię za staranność i zabicie przeciwnika. Kontynuujcie. Nie będę zaczynać akcji bez kapitana. Możecie łazić po wyspie ile chcecie i spotykać kogo chcecie za wyjątkiem Roy'a i Sheevy.

Offline

 

#118 2010-07-31 09:41:58

N-Ero Sennin

Użytkownik

Zarejestrowany: 2010-06-24
Posty: 85
Punktów :   

Re: made in yuna

Ja zaś wszedłem do domu. Uspokoiłem dziadka gestem, po czym posadziłem kapitana na jakiejś ławie.
- Stracił przydomność, powinien niedługo się wybudzić. - Rzuciłem, po czym wyszedłem. Zdawać się mogło, że deszcz lał niesamowicie, lecz drzewa były jak wielkie parasole. Usiadłem przy jednym z nich, po czym zacząłem oglądać Kariouseki.
- Ciekawe... - Rzucałem co jakiś czas.

Offline

 

#119 2010-08-03 19:45:36

Beo

Pirat

15610674
Zarejestrowany: 2009-03-22
Posty: 201
Punktów :   

Re: made in yuna

Gdy tak siedziałem na deszczu zauważyłem ,że robi się coraz ciemniej widać zbliżał się wieczór ,a deszcz nadal padał . Usłyszałem otwierające się drzwi to lekarz wyszedł na dwór teraz zauważyłem ,że ma nową broń jakiś rapier z kamieniem na rączce. *Kapitana chyba mogę z nim zostawić ...*pomyślałem po czym wstałem i podszedłem do skrzynki na listy i zanim wsadziłem list sprawdziłem mapę najbliższy port był daleko na wschód . Gdy już zapamiętałem drogę wsadziłem mapę do skrzynki i podniosłem dzióbek żeby było wiadomo ,że jest wiadomość po czym zapiąłem płaszcz i ruszyłem w drogę . Znowu musiałem przejść przez las jednak tym razem żaden groźny zwierz mnie nie atakował . Ogólnie szybko przeszedłem pod drzewami w lesie deszcz tylko lekko kropił tam gdzie przechodziłem było gęściej niż na drodze do domu Tsuyoshiego . Gdy opuściłem las trafiłem na drogę z polami w oddali widać było dalej idącą drogę przez góry szedłem dalej . Idąc przez pola deszcz przestał padać i zaczęło się w końcu rozpogadzać .-No w końcu....Nastała noc widać długo szedłem albo tak długo siedziałem pod drzewem przy domu starca nie wiem podczas deszczu bez zegarka to nie wiadomo jak czas płynie. Trafiłem do gór droga prowadziła przy ścianie góry ,a drugiej strony była przepaść na szczęście droga była całkiem szeroka więc nie było wyjątkowego zagrożenia upadku. Chmury się rozeszły i wyszedł księżyc ,a ja dalej szedłem i moja podróż trochę trwała o wschodzie słońca doszedłem do klifu z którego zauważyłem port jednak....był on w opłakanym stanie wiele domów było odbudowywanych ,a niektóre były spalone *Co tu się stało? *pomyślałem zdziwiony po czym zszedłem drogą w dół do portu . Gdy już tam dotarłem na ulicach było normalne życie z tą różnicą ,że niektórzy ludzie mieli naprawdę wściekłe miny . Zauważyłem jakiegoś siłacza niosącego drewno więc go zaczepiłem pytając się .
-Co tu się stało?
-Marines zaatakowali miasto.
-Huh? Marines ? Oni zaatakowali cywili ?
-Nie nas w mieście była banda piratów ,a raczej rodzina przyjechali całkiem niedawno do naszego portu rozpętała się walka i wiele domów podpalono podczas łapanki . Jako niektórym ludziom zwrócono fundusze ,a ci którzy znali tych piratów nie dano nic i mówiono ,że to kara za chowanie ściganych przestępców słuchaj reszty ci nie powiem poszukaj kogoś innego mam pełne ręce roboty.
-Tak oczywiście przepraszam za kłopot.
Ruszyłem dalej zastanawiając się jaką rodzinę piracką tutaj wymordowali . Gdy przechodziłem obok baru zauważyłem na schodach przy wejściu jakiegoś starszego mężczyznę był już osiwiały z średnio długimi włosami i brodą w garniturze jak Nevale. Znałem go ten mężczyzna był w zakładzie Barta pochować swojego brata . Podszedłem do niego i by się upewnić zapytałem go po imieniu nie znałem całego tylko pierwsze..
-Kazuhira-san?
-Huh?-Starzec spojrzał się na mnie i przyglądał mi się przez chwilę po czym powiedział.- Zaraz ja cię znam..ta ty jesteś tym chłopcem z zakładu zaraz ty chyba sie nazywałeś Kiyoshii.
.-Zgadza się.
-Co tutaj robisz?
Gdzie Bart?
-Jestem tutaj sam ,a Bart nie żyje .
-...przykro mi to słyszeć
.-Na serio? Na serio jest ci przykro z powodu śmierci osoby której nie znałeś?
-Przykro mi jest bo umarła osoba którą ty znałeś. Uwierz mi wiem jak to jest...
-Jak to? kogo straciłeś? A no tak brat...
-Nie...  Kobietę którą kochałem...zginęła...z moich własnych rąk.
-Huh?
-Usiądź..
Usiadłem obok tego starszego mężczyzny jak był w naszym zakładzie był całkiem sympatyczny i wtedy ze mną też tak rozmawiał. Nie rozumiejąc już nic spytałem.
-Kim pan dokładnie jest.
-Dawno temu byłem Marine..jednak porzuciłem ten zawód i stałem się najemnikiem
.-Jak to się stało ,że zabiłeś tą kobietę którą ponoć kochałeś?
-Mam 64 lat ...47 lat temu kiedy byłem jeszcze młody mieszkałem w Lougetown zawsze pełne życia miasto . Miałem wtedy 18 lat i szukałem pracy w każdym miejscu w końcu dostałem jako kelner w barze . Wiedziałem ,że długo tam nie popracuję bo dawniej jak już dostawałem pracę to szybko się kończyła i musiałem szukać nowej .
-Pechowiec z pana był.
-No w sumie..ale praca w barze była pierwszym punktem zwrotnym w moim życiu. Czwartego dnia pracy w barze było sporo osób jednak jedna zwróciła moją uwagę była nią młoda dziewczyna z jasnoniebieskimi włosami w biało-niebieskiej sukni http://fc03.deviantart.net/fs30/f/2008/089/b/f/Anime_Girl_by_Acquamarinaa.png siedziała przy oknie była bardzo...umm ekhem..W barze było 2 kelnerów ja i jakiś oszołom Jables który zauważył ,że obserwuję dziewczynę i powiedział do mnie.
-Ty Kaz zagadaj do niej .
-Co?
-No co k&%$a? gapisz się na nią jak pies na kiełbasę (Tu Death Note OST L theme 2) idź zagadaj do niej ja zrobię jakąś zadymę i nikt ci nie będzie przeszkadzać co ty na to?
-......J.. przyznaj się ty chcesz się wymigać od roboty.
-P&%$#%l się  ja chce ci pomóc a ty taki.
-Dobrze wiem ,że dostałeś tą robotę byś nauczył się pracować i zarabiać na siebie bo rodzice mają cię dość .
-F*&k you nie muszę pracować jestem synem diabła i księciem ciemności odkąd się urodziłem kiedy się urwę z tego miestę stanę się potężnym madafaką na każdym morzu i będę znany jako Mundus the prince of fu&*%ng darkness.
-Ok....
Sam wygląd Jables'a był równie zwariowany jak jego charakter rozczochrane czarne jak smoła włosy blada cera i okrągłe czarne okulary słoneczne które nosił nawet w nocy. Nagle brodaty barman zawołał nas.
-Księżulu , Kaz do mnie!
Gdy przyszliśmypołożył na ladzie talerz z rybą i 3 talerze z wielkim stekiem ,i sake.
-Sake i steki do tamtych oszołomów.-Tu pokazał bandę rybaków czy piratów śmiejących się przy stole na środku baru.- A ryba dla tej panienki pod oknem-Tu wskazał dziewczynę pod oknem na ten widok Jables szybko chwycił steki i sake mówiąc .
-To ja zabiorę mięso i ,,wode'' .
Barman zdziwiony powiedział .
-To Kaz miał zanieść -
-Co za k*&%a różnica?
Odszedł niosąc wszystko na tacy.
-Co z nim?
-Nieważne to ja to zaniosę .
-W porządku .
Nieco niechętnie wziąłem rybę i ruszyłem w stronę dziewczyny patrzyła się ciągle w okno widać nudziła się . Stanąłem przy niej położyłem talerz na stole i chciałem szybko uciec ale ona mnie zatrzymała mówiąc .
-Podobam ci się ?
-Co?!
-Wtedy jak stałeś pod ścianą z tym drugim kelnerem patrzyłeś się na mnie ciągle.
-Ja ee ja...
Języka mi w gębie zabrakło gdy nagle usłyszałem trzask i tłuczenie szkła. Gdy się odwróciłem ujrzałem Jables'a sto jące na stole krzyczącego .
-Słuchaj k*&%a jaQ Nie jestem cienieasem jak ty! Ja jestem istotą niezwykłą jestem synem śmiertelnej kobiety i Lucyfera! Jestem księciem ciemności!
Dziewczyna spytała się zdziwiona .
-Kto to?
-On?...to syn szatana....
Tu zaczęła się śmiać.
-Haha i co teraz ten syn szatana zrobi ?
-Jak go dobrze znam komuś przywali i zacznie śpiewać .
I jak powiedziałem tak zrobił gdy jeden z gości chciał go ściągnąć przywalił mu kopniakiem w twarz , ułożył włosy i rozerwał koszulę  po czym zaczął śpiewać  (Ozzy Osbourne gets me through) ja wiedziałem ,że on specjalnie zaczął bo to było widać i mówił mi o swoich zamiarach . Gdy się odwróciłem ona już zjadła rybę i powiedziała.
-Masz ciekawego kolegę.
-Kolegę? To nie kolega.
-Ale może będzie jak masz na imię?
-Kazuhira Satoshi niektórzy mówią na mnie Kaz.
-Ja jestem Helen Crimsonheart to pa!
Potem wstała i wyszła godzinę później bo bitwie i koncercie księcia Jables zagadał do mnie.
-I co jak poszło? Nie widziałem was bo byłem zajęty śpiewaniem.
-Przedstawiła się  i wyszła.
-To wszystko ?
-Tak.
-Tak? ,a to k*&%a !....czekaj!...  ty c*&%o! powinieneś był ją zatrzymać lepiej gadać chwycić za cyca...dude you fu*&%ed up!
-No cóż nie mam szczęścia ...po robocie chcesz się przejść do innego baru się napić?
-A z chęcią.
Jednak po robocie nie poszliśmy  napić się tuż przy wyjściu ona czekała .
-Czekałam na ciebie Kaz .
-OK to ja nie przeszkadzam!
Po tych słowach J nas opuścił i zostaliśmy sami myślałem ,że odeszła i zapomniała o spotkaniu co nie byłoby dziwne ale ona czekała na mnie chciała mnie spotkać....
Kaz zamilkł więc spytałem .
-Co potem? -*Trochę dziwnie się takich rzeczy słucha ale posłuchać można ...*pomyślałem.
-Potem zajrzeliśmy do portu razem poznałem ją bliżej ale wiele nie chciała mi powiedzieć np gdzie mieszka , co robi czy ma rodzinę itd nawet nie powiedziała mi czemu jest w Lougetown nie wiedziałem czemu była taka zamknięta...ale miło spędziłem z nią czas pierwszy raz z dziewczyną . Jednak podczas spotkania zaatakowali nas piraci zdziwiło mnie ,że ona wogóle się nie bała ale miałem zamiaru dać jej skrzywdzić i powaliłem ich wszystkich razem 7.
-Sam?
-Sam.
-Czego używałeś?
-Pistoletu i noża.
-Nieźle.
-Dzięki po walce Helen mi...podziękowała i odeszła mówiąc ,że jutro mnie odwiedzi. Gdy tylko odeszła przywitali mnie Marines którzy mnie aresztowali uważali mnie za członka innej załogi. Gdy im opowiedziałem im wszystko nie wierzyli mi z początku jednak był świadek który złożył zeznanie i fakt ,że nie stawiałem oporu podczas aresztowania pomogły mi dzięki czemu odzyskałem wolność i nie tylko . Przy wypisywaniu mnie zaproponowali mi pracę Marine byli zdumieni moimi zdolnościami bojowymi i faktem ,że nigdy nie walczyłem przedtem....
-Kazuhira Satoshi wzorowy obywatel ciężko pracujący chłopak no , no żadkość w Erze piractwa takich ludzi potrzebujemy w naszej organizacji ludzie setkami wyruszają w może rośnie ilość piratów  i Marines ledwo nadążają z ich przestępstwami.
-Panie kapitanie ale czemu ja?
-Masz czyste serce broniłeś damy i twoje imię mówi ,że twoje powołanie to zostać Marine .
-Moje imię? A! no tak...Kazuhira...pokój...
-To co? Zgadzasz się?
-Tak...panie kapitanie!
Muskularny marine z rudymi włosami  i papierosem w gębie uśmiechnął się i powiedział .
-Witaj w załodze stróżów prawa Kazuhira Satoshi !
Potem gdy już miałem trochę czasu opowiedziałem o robocie pracodawcy i Jablesowi.
- No koleś to będziemy wrogami jestem księciem ciemności i jestem stworzony do złych uczynków.
-Haha dobra ale uważaj diabełku słaby nie jestem.
-Kaz w moim barze Sake do końca życia na koszt firmy!
Teraz nieco w skrócie opowiem potem udałem się na spotkanie z Helen spędziliśmy razem cały dzień gdy nadszedł wieczór powiedziała ,że za miesiąc  wyjeżdża w morze i wróci za parę lat i jeśli ją lubię to mogę poczekać.
-........-*WTF? *pomyślałem wogóle nie rozumiałem tego całego romantyzmu ale słuchałem dalej opowiadania . Potem mówił o czasie spędzonym z nią i jaki to niby piękny czas był dla niego *Ja kocham siostrę bo to siostra żadnej kobiety nie pokocham bo już jedna mnie zdradziła...*pomyślałem słuchając .
-W końcu nadszedł dzień w którym mnie opuściła nie mówiłem jej o tym ,że byłem Marine chciałem jej zrobić niespodziankę gdy stałbym się oficerem lub czymś w tym stylu tak wmawiałem sobie ale tak naprawdę to chciałem się tak jakby zemścić za to jak mało o sobie mówiła....nie wiedziałem wtedy jak wielki błąd popełniłem....5 lat później gdy stałem się oficerem mojemu dowódcy  powierzono zadanie zlikwidowania załogi Avalanche mój kapitan miał Haki więc mógł wygrać z kapitanem załogi Avalanche , Kenshiro który posiadał Hie hie no mi. Zatrzymali się w Lougetown nie wiedząc ,że szykujemy na nich pułapkę . Gdy tylko zjawili się w porcie zrobiliśmy atak na ich statek rozpętała się bitwa w porcie największa była toczona między moim kapitanem , a Kenshiro obaj byli świetnymi szermierzami ja miałem się zająć się prawą ręką Kenshiro jego pierwszym oficerem którym okazała się Helen. Byłem na pokładzie statku wybijając ostatnich członków dalej używałem noża i pistoletu jako broni wtedy z kajuty kapitana wyszła ona s ciągu 5 lat stała się  jeszcze piękniejsza .
-Helen !?
Nie odpowiedziała tylko pokiwała głową.
-Byłaś zakładniczką ? Chodź ze mną będę cię bronił.
-Bronił?....twoim zadaniem chyba jest zabicie mnie ...
-Co? Helen o czym ty?-
Tu uniosła trójząb mówiąc.
-Przykro mi ...Kaz ja jestem pierwszym oficerem załogi Avalanche .
Byłem zszokowany nigdy sobie nię wyobrażałem by ona była piratem. Zeszła powoli na pokład i stanęła prze de mną.
-Zaczynaj.
-Nie..
-Dlaczego?
-Bo ja cię...
-Kochasz mnie? Więc tym bardziej chce byś mnie zabił wolę byś ty mi odebrał życie niż ktoś kogo moja śmierć nie będzie obchodzić.
-A myślisz może o moich uczuciach ?!
-...Wiem może to być bolesne dla ciebie ale nie masz wyboru.
-Mam wybór! Mogę poprosić kapitana o pomoc nigdy mnie nie zawiódł na pewno mi pomoże.
-Mam wyrok śmierci własnymi rękami zabiłam paru wyższej rangi Marine i ważne osobistości poza tym nawet jakbym mogła liczyć na ułaskawienie nie przyjęłabym twojej oferty ..
-Dlaczego ?
-Jestem lojalna do samego końca 6 lat temu Kenshiro ocalił mi i mojej matce życie w zamian stałam się częścią jego załogi 5 lat temu gdy cię spotkałam byłam w Lougetown by zapewnić matce dom..spotkanie z tobą sprawiło ,że chciałam odejść z załogi ale nie mogłam .
-Bo jesteś lojalna do samego końca ?
-Nie do końca miałam rodzeństwo i ojca oraz innego mężczyznę którego kochałam ich wszystkich spotkało nieszczęście bo byli mi bliscy nie chciałam by ciebie też to spotkało.
-To nie ma żadnego sensu ! Poza tym gdybyś mi szczerze powiedziała ,że jesteś piratem mógłbym dołączyć do załogi.
-Nie, jesteś za dobry nie byłbyś w stanie robić tego co ja .
-Przecież zabiłem twoich kompanów-!...-Teraz zdałem sobie sprawe ,że ci wszyscy ludzie ona ich znała ,a ja ich zabiłem z zimną kwią.
(Od tego momentu do końca opowieść MGS The best is yet to come)
-Z ta różnicą ,że ty walczysz i wiesz ,że dzięki twoim czyną dobrzy ludzie odetchną z ulgą ,a ja zawsze wiedziałam ,że przynoszę tylko i wyłącznie cierpienie.
-Ja...ja i tak cię nie zabiję !
-....Więc co teraz? Jeśli mnie nie zabijesz zostaniesz skazany za niewykonanie rozkazu jeśli ja ciebie nie zabiję ,a Kenshiro wygra zabije mnie i moją matkę . Wybieraj lojalności do Marine czy miłość do mnie? twoje poczucie sprawiedliwości czy uczucia? Jedno z nas umrze i jedno z nas odejdzie z tego cało ty masz szansę wieść szczęśliwe życie ,a ja nie ...przykro mi Kaz ale ja wybieram obowiązek by ocalić ciebie.
Nie mogłem uwierzyć ale musiałem wogóle się nie powstrzymywała walczyła zawzięcie ale ostatecznie ja wygrałem . Leżała niezdolna do walki na pokładzie tymczasem bitwa się skoczyła na statek wszedł mój kapitan który zaczął klaskać.
-Dobra robota Kazuhira ta kobieta ma wyrok śmierci więc zabicie jej tu i teraz jest częścią rozkazu z góry.
-Kapitanie ta kobieta jest bardzo ważną dla mnie osobą nie da się  czegoś zrobić ? Jakiegoś ułaskawienia?
-.......przykro mi....jako kapitan Marine rozkazuję ci ją zabić inaczej czekają cię konsekwencje.
Spojrzałem się na nią powiedziała bezgłośnie ,,Będę na ciebie czekać....'' uniosłem pistolet i odwróciłem głowę po czym zrobiłem to zabiłem kobietę którą kochałem gdybym jej powiedział o tym ,że jestem Marine mógłbym uniknąć tego mogło by się wszystko zmienić! . Po tym wydarzeniu opuściłem Marines kapitan był dobrym człowiekiem więc bez problemu pozwolił mi odejść...po tym jak ją zabiłem moje życie stało się puste w dniu w którym ją zabiłem ...ja też umarłem...minęło tyle lat i ten dzień nadal pokazuje się w moich koszmarach....
Kazuhira-san zamilkł i pobladł ja też finał tej historii sprawił ,że żal mi się zrobiło tego starego człowieka .
-Ja też chce panu o czymś opowiedzieć....
Opowiedziałem mu całe życie nie wiem czy mi się wydawało ale chyba po jego policzku spłynęła łza.
-To niesprawiedliwe...w życiu nie słyszałem ,żeby dziecko tyle przeszło...ja byłem przynajmniej dorosły ale! Ty byłeś małym chłopcem gdy cię te koszmary spotkały....co myślisz o Shion? wybaczy ci?
-Nie sądze....
-Przykro mi to mówić ale masz rację jesteś taki jak ja..odkąd stałem się najemnikiem ciągle rosłem w siłę tak samo ty..staniesz się silny...ale dla ciebie na końcu drogi nie ma światła....
-Chce stać się silny ale nie wiem jak .....
-Wyrzuć ją...wyrzuć siostrę ze swojego serca ...walcz dla niej ale pamiętaj ,że nie spędzisz z nią już szczęśliwych chwil. Zamknij swoje serce gdy to jest to potrzebne bądź miłym chłopcem gdy to nie potrzebne bądź kim jesteś ,a swoją nienawiść skoncentrój w ostrzu....
-Nienawiść w ostrzu... cięcie nienawiśći..,ikari kiru.....!
Wstałem spojrzałem się na Kazuhirę i powiedziałem.
-Dlaczego akurat wyrzucić siostrę z serca?
-Bo ty nie jesteś kochającym bratem tylko nienawidzącym wędrowcem ...
-....śmieszne prawie wogóle się nie znamy a rozumiesz mnie lepiej niż wiele osób .
-Obaj mamy bolesne życie.
-Twoja opowieść...jeśli dobrze zrozumiałem opowiadała o twojej pierwszej miłości i jak ze zwykłego człowieka nienawiść uczyniła wojownika...
-nienawiść ? ....o tym rozdziale nie mówiłem ale tak....zabijałem jako najemnik by ulżeć sobie w cierpieniu...ty też mnie dobrze rozumiesz.
-.....obaj jesteśmy mordercami...
-Taa....to żegnaj i tak muszę iść.
-Spotkamy się jeszcze?
-Jeśli nasze spotkanie było przeznaczeniem to na pewno wierz.
-Do następnego spotkania...
Kazuhira ruszył w głąb portu ,a ja ruszyłem na obrzeża miasta z nową więdzą ,wiedzą jak stać się silniejszym...

Offline

 

#120 2010-08-15 15:00:04

ark0n

Pirat

Skąd: Toruń
Zarejestrowany: 2009-03-19
Posty: 185
Punktów :   
WWW

Re: made in yuna

Ostatnie co pamiętam to był ból. Mój brzuch boleśnie zderzył się z pięścią czerwonookiego. W następnej chwili czułem się jakbym spadał. Powoli otaczała mnie ciemność. Uczucie było to bardzo nieprzyjemne. Kiedy się obudziłem byłem sobą i zarazem nie sobą. Moje ręcę wyglądały jak wtedy kiedy nie splamiła ich niczyja krew. Rozejrzałem się dokładnie i to co zobaczyłem zdziwiło mnie. Znalazłem się znów na Shinotsuki. Góry i lasy w których spędziłem piękne i bolesne chwile. Wszystko wróciło niczym za uderzeniem bata wszystkie wspomnienia. Uderzyły z wzmnożoną siłą. Jej śmierć, rzeź w wiosce, moja pierwsza ofiara i mój mistrz. Kiedy popatrzyłem na miejsce gdzie kiedyś stał nasz domek zobaczyłem tam mistrza. Uśmiechnął się.
-Witaj Nevale.
- Mistrzu.- Miałem ochotę się rozpłakać.
-Mój drogi chłopcze jak miło cię znów widzieć. Jednak pozwolisz że zapytam co cię tu sprowadza.
-Tu? Mistrzu wydaję mi się że umarłem a to jest niebo... Tylko czy ona żyje?
- Nie chłopcze, to nie jest niebo a twoja ukochana nie żyje.
- Więc to jest piekło?
-To także nie jest piekło najrozsądniej będzie to nazwać światem który sam wykreowałeś. Potrzebowałeś tu wrócić powiedz mi czemu?
-Ja przegrałem mistrzu.- Po moich polikach płynęły łzy.
- Przegrałeś i co w tym takiego strasznego?
- Jak to mistrzu? Przegrana sama w sobie jest straszna.
-Jest, ale chłopcze czy nie nauczyłem cię że wszystko da się przetrwać? Że jeśli tylko pragniemy najgorsze porażki i hańby możemy zamienić w piękne sukcesy? Powiedz mi czemu przegrałeś?
-Bo byłem zbyt pewny siebie.
-Ach czyli zgubiła cię twoja głupota?
- Jednak nie pamiętam byś był tak pewny siebie podczas naszego wspólnego szkolenia.
- Bo tak nie było. Oprócz ciebie mam też inną osobę, którą mógłbym nazwać mistrzem. Ona pokazała mi moc ukrytą we mnie i jej zastosowanie.
-CO??!! Ktoś ci pokazał jak się tym posługiwać? Idiota wyczuł w tobie haki ale nie potrafił stwierdzić jak silne ono jest.
- Mistrzu co ty wiesz na temat mojego Haki?
-Hm, niech pomyśle na temat twojego wiem mało znaczy mniej niż bym sobie życzył. Jednak twój ojciec, no cóż był szarym piratem przez chwilę potem stał się kapitanem. Ach ci którzy posiadają królewskie Haki są zbyt pewni siebie. Gdyby twój chciał abyś potrafił perfekcyjnie nad tym panować nie wysłałby cię ze mną. Posiadam pewne haki i potrafię nim dobrze kontrolować ale to nic nadzwyczajnego. W porównaniu do ciebie nic jest trafnym określeniem.
-W porównaniu do mnie?
- Tak twoje haki jest potężne. Takie pojawia się rzadko jednak jak każdy Delavega będziesz musiał poczekać aż się uaktywni a wtedy biada twoim wrogom. Powiedz mi kim się stałeś?
- Kim się stałem? Samemu ciężko mi to powiedzieć mistrzu. Nazywają mnie Szkarłatnym Smokiem. Byłem wyśmienitym łowcą piratów do pewnego momentu, chwili w której własni Nakama mnie zdradzili.- Po wypowiedzeniu słowa Nakama splunąłem.- Teraz jestem piratem, jeszcze rząd o mnie nie wie ale nidługo no cóż będzie o nas głośno.
- Jaki jest cel twojego życia, czemu stałeś się piratem?
- Obecnie pragnę odnaleźć rodzeństwo jednak hmm może okazać się to bardzo ciężkie. Następnie chce odnaleźć ojca.
- Mój chłopcze odnalezienie twego ojca będzie po stokroć cięższe niż odnalezienie twego rodzeństwa.
-Wiem że nie będize łatwo, przywykłem do tego.
- Mój chłopcze czy chcesz odebrać ode mnie ostatni trening? By z dumą móc zwać się wojownikiem?
-Tak mistrzu tego właśnie bym chciał.- Uśmiechnąłem się.
Nagle poczułem jak ziemia się trzęsia, jak wszystko wokół się zmienia. Po chwili byłem gdzieś na jakieś lodowej wyspie.
- Mój chłopcze nie nauczę cię wygrywać bo to nie o to chodzi.
- Nie?- Zapytałem z zdziwiniem.
-Nie ty nie musisz wygrać wystarczy, że zabijesz. To była pierwsza nauka, teraz druga sprawa wbij sobie do tego zakutego łba, że nie jesteś najlepszy. Żyj ze świadomością, że inni są gorsi od ciebie ale nie że ty jesteś najlepszy. Trzecia sprawa też ważna w walce polegaj tylko na tych trzech rzeczach; rozum, zmysły i ciało. Nic innego ci nie potrzebne. Czwarte powinieneś ciągle doskonalić swoje zmysły. To droga do zostania prawdziwym mistrzem wieczne treningi. Jak już powiedziałem walczy ciało. Więc jeśli jałowo patrzysz na przeciwnika to nic nie da, owszem twój rozum zapamięta jego ruchy no może nawet je skopiuje ale po co? Chcesz walczyć technikami przeciwnika? Głupota on je zna na wylot. Uderz go by zapoznać jego ciało z swoim. To jest jeszcze jedna ważna rzecz kiedy walczysz dobrze mieć świadomość że ktoś osłania ci plecy, jest to bardzo przydatne. Dlatego błagam nie zapominaj o swoich nakama. To była pierwsza część lekcji mój chłopcze. Teraz pora na drugą jesteś gotów?
- Tak.- Byłem całkiem spokojny. Rozluźniłem się i przygotowałem do obrony. Jednak tego co się stało nie byłem w stanie zatrzymać.
Mężczyzna oderwał się od lodu i jednym ruchem dopadł chłopaka, przez sekunde byla tylko cisza i zdziwienie. Po chwili z trzewi chłopaka dobiegł straszny dźwięk nie byl to krzyk, było to wycie.- Jeśli korzystać z haki to tylko jego pełnych zasobów. Coś jakiś uraz blokował twoje haki. Widzisz tą mąła kulę?- Otworzył dłoń i pokazał mi ją.- To jest "twoje" haki. Tego jest mniej niż we mnie jednak pozwól, że coś ci pokażę.- Mówiąc to wypuścił haki z ręki a ono się rozpłynęło. Następnie włożył ową rękę do ciała i znó szarpnął.- Czujesz to?
Czułem, czułem moc która mnie przepełnia.- To jest twoje królewskie haki, jednak mój drogi chłopcze nie będżiesz mógł z niego korzystać. Nie patrz tak na mnie, wcale nie z mojego powodu tylko twojego. Musisz nauczyć się je wywoływać i kontrolować. I przedewszystkim musisz przyzwyczaić ciało do niego.
Był zmieszany, nie wiedziałem co się stało szczerze mówiąc obawiałem się.
-Zaczynamy.- Powiedział mistrz jego głos był chłodny.- Pora na trzecią część. Nauczę cię walczyć, jednak twoje ciało nie jest wystarczające. Więc popracujesz tu sobie. Ściągaj z sieibe wszystko, będziesz tak stał na tym mrozie i łupał te lodowe skały, nie mówię że twoje ciało nie jest imponujące ale chcesz być silny prawda?
Spojrzałem na niego i zacząłem zdejmować ciuchy, kiedy poczułem chłód zatrząsłem się z zimna.- Oczywiśćie że chce a czemu by nie.
Nie pamiętam ile skał rozłupałem ani ile dni to robiłem, czas praktycznie tu stał w miejscu. Byłem zmęczony ale nie głodny, czułem jak po moim ciele spływa krew. Dużymi kroplami słyszałem tylko miarowe kap, kap.
Po jakimś czasie mistrz stweirdził że wystarczy i wtedy dopiero się zaczęło, to było gorsze niż wszystko do tej pory. Mistrz mi nie pobłażał, ba o litości mowy nie było. Był silniejszy niż jakakolwiek osoba z którą do tej pory miałem okazję walczyć. Ale to był mistrz moje oczy zapamiętywały jego ruchy, moje ciało także, on nie pokazywał mi niczego. Poprostu mnie bił. Myślałem o poddaniu się jednak stwierdziłem że to byłoby jeszcze gorsze, to głupie i dziwne uczucie które nie dawałoby mi spokoju. Trwało to bardzo długo, przynajmniej według mnie minęły miesiące zanim zadałem pierwszy cios mistrzowi. Potem yło lepiej i lepiej i znów lepiej. Nagle poczułem uderzenie w głowe mocne i bardzo ale bardzo bolesne.
Słyszałem miarowe kap, kap niczym deszcz uderząjący o dach. Obudziłem się. Kiedy podniosłem powieki zobaczyłem przed sobą parę rozmazanych przedmiotów. Przetarłem powoli oczy i nagle wszystko unormowało się. Byłem w domu dziadka dziewczyn. *Ach, ciekawe co z moją załogą.* Pomyślałem. Poczekałem aż będę czuł wszystkie kości i wstałem. Okazało się to bardzo ciężkie. Najpierw powoli zsunąlem nogi z łóżka. Kiedy dotknąłem zimnej podłogi moje ciało przeszył ból. Jakby tamten sen był czymś więcej niż snem. Delikatnie podniosłem się i usiadłem na łóżku. Odrzuciłem kołdrę, którą byłem przykryty. Wstałem. Czułem się jak podczas sztormu, moje nogi lekko kołysały się lecz już po chwili byłem gotów i stałem na wyprostowanych nogach. Stałem twardo i pewnie. Zrobiłem pierwszy krok a po nim drugi. Nie przewróciłem się. *Wszystko dobrze.* Pomyślałem. Obejrzałem się byłem ubrany w koszulę i spodnie. Jednym ruchem zrzuciłem koszulę a następnie odwinąłem bandaże. Podszedłem do drzwi a następnie wyszedłem. Letni deszcz obmywał moje ciało przynosząc ukojenie. Rozejrzałem się zobaczyłem mojego lekarza pod drzewem i uśmiechnąłem się do niego.- Wracam na statek, wrazie co zaprowadzi cię kiyoshi.- Ruszyłem, bandaże w kieszeni były wyraźnie widoczne jednak mało kto pewnie zwróciłby na nie uwagę, inaczej sprawa wyglądała przy dwóch monstrualnych smokach które owijały moje ręce. Koszule była przewieszona przez ramię. Szedłem spokojnie lasem gdy nagle zaatakowała mnie wataha wilków na oko ok 50.- No chłopcy spadać zanim się z wami rozprawię.- Wielki szary wilk wyszczerzył kły i kłapnął szczękami.*Haki- kai* Pomyślałem i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu nic się nie stało. - Kso panowie no nie dajcie się prosić odejdźcie.- Wilk spojrzał na mnie i zawył. Wiedziałem co się stanie przeczuwałem to. Zawył i skoczył, skoczył a za nim reszta. Kiedy tylko jego łapy odbiły się od lądu puściłem koszulę. Pierwszy pięć wilków które podeszło do mnie zabiłem bez najmniejzego problemu. Poprostu poof i już ich nie ma. Walak trwała godzinę, mineła cała godzina a ja ich zdziesiątkowałem, moje ciało było całe w krwi i ranach wszelkiego rodzaju zadrapania i ugryzienia.*Tak, oj tak doktorku trochę roboty cię będzie czekać.* Uśmiechnąłem się ponuro. Została ich piątka. Wszystkie wyglądały na akie co przeżyły nie jedną walkę.- No moi drodzy chyba pora was uśmiercić.- Uśmiechnąłem się. Skoczyłem i zgrabnie wylądowałem za wilkiem. Ten tylko się obrócił i już leciał w górę. Słyszałem tylko trzask łamanych kości. Następne dwa rzuciły się na mnie. Kucnąłem a kiedy przelatywały nad de mną chwyciłem je za szyję i rzuciłem nimi o ziemię. Trzask ach jak ja uwielbiałem ten dźwięk. Był taki przyjemny dla ucha. Następny skoczył na mnie i mnie powalił, *tsk tego się nie spodziewałem.* z całej siły kopnąłem go i połamałem mu kręgosłup. Ostatni wilk stał i patrzył na mnie czułem w nim niepokój i chęć ucieczki oraz dumę która mu na to nie pozwalała.- Obiecuję, że szybko dołączysz do swego stada.- On skoczył na mnie ja na niego. Wylądowałem na plecach a on na piersi. Szamotaliśmy się, on próbował wgryźć mi się w szyję ja próbowałem zrzucić go z siebie. Szamotanina trwała chwilę z całej siły którą posiadałem jeszcze w sobie wybiłem się tak by znów stanąć na nogach. Wilk poleciał a ja skoczyłem i szybko zaataowałem go łokciem. Trafiłem w jego głowę i pogruchotałem ją.
Odszedłem od wilka, chwyciłem swoją poszarpaną koszulę i ruszyłem do statku. Reszta drogi na wybrzeże minęła względnym spokoju. Powoli zanurzyłem ciało i popłynąłem. Wspiąłem się po kotwicy i usadowiłem na pokładzie. Po chwili poczułem jak zasypiam. Kiedy się obudziłem byłem cały obolały. Szybko wstałem rozprostowałem się, potem wykonałem lekką rozgrzewkę a następnie zacząłem ćwiczyć wszystkie możliwe techniki które pamiętałem oraz te które mistrz pokazał mi podczas snu?*Tak to chyba był sen ale czemu mnie tak wszystko kurewsko bolało?*. Następnie starałem się wywołać haki ale nie szło mi to. *Może i tak dobrze. Przecież można być potężnym i bez haki, a jak sam mistrz powiedział ono musi się poprostu obudzić.* Po chwili wróciłem do treningu ciała.
Trenowałem trochę, można by rzec że całą ranek i południe. Po treningu stwierdziłem że jestem głodny. Zrzuciłem z siebie spodnie i w samych majtkach skoczyłem do wody. Poczułem nieskrywaną ulgę gdy morze mnie pochłonęło. Płynąlem tak chwilę pod wodą po czym wynurzyłem się. Zobaczyłem że płynę w kierunku plaży więc wykonałem obrót o 180 stopni i popłynąłem w stronę otwartego morza. Woń morskiej toni była przyjemna, słony zapach był czymś co uwielbiałem. Płynąłem tak chwilę w końcu postanowiłem się zanurzyć.
Płynąłem na spotanie z dnem, cały czas pilnie obserwowałem wszystko. Szukałem czegoś dużego i dobrego. W końcu zobaczyłem pokaźnych rozmiarów rybę, z cztery razy większą ode mnie. *No cóż, przynajmniej będzie jakaś zabawa.* Uśmiechnąłem się i popłynąłem w jej kierunku. Kiedy poczuła wibracje w wody wykonane przez moje ruchy otworzyła szeroko oczy i łypnęła na mnie wściekle. Przez chwile znów chciałem użyć haki, to było silniejsze ode mnie. Jednak znow spotkałem się tylko z pustym uczuciem. Takim strasznie dziwnym, czułem że to jest we mnie a jednocześnie że nie mogę tego z siebie wydobyć. Podpłynąłem do ryby. Postanowiłem zaatakować pierwszy, ponieważ wtedy miałbym jaką kolwiek przewagę. POdpłynąłem i z całej siły kopnąłem ją w skrzela. Czułem że zaczyna mi brakować powietrza, jednak widziałem że ryba się dusi. Zgrabnym ruchem chwyciłem ją za ogon i popłynąlem do góry. Udało mi się, ryba umarła a ja nie utonąłem. Kiedy wypłynąłem zaczęrpnąłem tyle powietrza w płuca ile zdołałem. Ach jakie to było piękne uczucie. Pociągnąłem za sobą rybę do statku. Podróż była powolna i kiedy dopłynąłem do burty, jednym sprawnym ruchem wrzuciłem ją na górę. Potem sam wspiąłem się po kotwicy. Poszedłem do kuchni po "przybory kucharskie". Wyszedłem obciążony wszelkiego rodzaju nożami etc. Podszedłem do ryby i zacząłem ją patroszyć, najpierw jednak pozbyłem się łusek z niej całej. Potem wbiłem nóż i z całej siły pociągnąłem tworząc rozcięcie na brzuchu. Rozwarłem skórę i zacząłem patroszyć rybę. Kiedy wyjąłem wnętrzności z ryby wyrzuciłem je szybko za burtę. Potem wziąłem tasak i zacząłem rybę kroić na małe kawałki. Pomyślałem że jak mam ochotę na smażoną. Kiedy pokroiłem rybę ułożyłem ją na jakimś starym płótnie żaglowym które znalazłem. W kuchni kroję warzywa i dodaję przyprawy by przygotować pyszny sos. Następnie zaczynam smażyć rybę delikatnie i powoli. Smażę ją dopóki nie przybierze złocistego koloru. Próbuję kęs i smakuje wyśmienici. Następnie próbuję sosu, jest pikantny dokładnie taki jaki lubię.
Przygotowuję też trochę dla nakama i dziewczyn oraz ich dziadka. Następnie idę na rufę, kładę się i patrzę na żagle a na nich wciąż nie ma żadnej flagi. Znaczy jest typowa piracka ale nie taka która mogłaby być nasza. Po chwili przenoszę wzrok na chmury i zamykam oczy. Wciągam do płuc powietrze i w tym momencie czuję jaśmin? Tak jaśmin. Pozwalam umysłowi odpłynąć a on przenosi mnie do jedynego radosnego wspomnienia, które uzyskałem od chwili gdy zostałem łowcą głów.

To był piękny słoneczny dzień, leżałem sobie na plaży. Wokół mnie tylko drzewa i woda oraz błoga cisza. Gdzieś w oddali przerywały ją dźwięki z portu Shell. Piasek był koloru złocistego, słońce świeciło wysoko na nieboskłonie. Jego promienie opadające na wyspie nagrzewały piasek tak mocno, że przez pierwszą chwilę czułem się jakbym leżał na patelni. Leniwie stałem, po czym lekko otrzepałem się z piasku. Spojrzałem to w stronę osady to na morze i pobiegłem zanurzyć się w wodzie. Chwilę za nim me stoty zanurzyły się zimnej wodzie odbiłem się i skoczyłem. Lekki drezcz w momencie pierwszego zetknięcia z cieczą i następnie przyjemna chłodna fala rozchodząca się po całym ciele. Pływałem tak sobie przez chwilę, obecnie nie miałem żadnego zadania do wykonania. Miałem wystarczająco pieniędzy by móc przez chwilę poodpoczywać sobie.
W pewnym momencie zrobiłem się głodny. Zacząłem płynąć do brzegu powoli i leniwie. Ach jakie to było przejmne. Stanąłem na plaży przez pierwsze sekundy gorący piasek ranił moje stopy ale po chwili już się przyzwyczaiłem. Nie zabierałem ze sobą nic na plaże wszystko zostawiłem w hotelu. Ruszyłem powoli do hotelu, słońce przyjemnie suszyło moje morke ciało. Przeczesałem ręką wilgotne włosy, nie lubiłem tego. To było takie irytujące uczucie kiedy wosy były mokre wtedy kiedy miałem je dłuższe. Po krótkim spacerku dotarłem do miasta. Przyszły akurat nowe plakaty gończe przejrzalem wszystkie do miliona belli. Na jednym była informacja że pirata ostatnio widziano na shell. Szczerze mówiąc nie miałem na to ochoty, jednak pomyślałem że trening mi się zawsze przyda. Ach jakie to mogłoby być ciekawe. Poszedłem do baru i zamówiłem obiad do pokoju. Kiedy kelnerka przyniosła mi curry i zupę miso zjadłem je. można by rzec że wchłonąłem. Kelnerka była ładna, długonoga blond piękność z wyśmienitymi "owocami". Jednak pomyśłałem że takie przyjemności można sobie zafundować owszem ale po pracy. Ubrałem na siebie spodnie i koszulę z drugimi rękawami, było tak gorąco że postanowiłem ją zostawić rozpiętą tors przecież miałem idealnie wyrzeźbiony.
Powoli ruszyłem w stronę gór gdzie ostatnio widziano białego jacka. Plotka głosiła że ma skórę bielszą od najczystszej i najjaśniejszej bilei. Szedłem zwykłą ścieżką, ludzie którzy mnie widzieli dziwili się. Nie wiedziałem czemu. W końcu podeszła do mnie mała dziewczynka i złapała za rękę.
-Niech pan tam nie idzie, tam jest niebezpiecznie. A pan jest taki fajny, szkoda pana.
Zdzwiłem się lekko.- Nie bój się nic mi nie będzie.- Uśmiechnałem się i ruszyłem dalej. Czułem na sobie wzrok dziewczynki dopóki las nie skrył mojej sylwetki przed jej oczyma. Las był nienaturalnie cichy jak na tą godzinę, wyglądał tak jakby całe życie w nim zamarło, jakby sama natura bała się tego człowieka. Zaniepokoiło mnie to jednak postanowiłem iść dalej. Kiedy wyszedłem z dżungli znalazłem się na dużej pustej równinie. Usłyszałem strzał. Szybko obróciłem się, za mną w odległości jakiś 20 metrów stała kobieta. Była piekna kruczoczarne włosy opadały na jej białą smukłą szyję. Miała zgrabną sylwetkę, duże piersi przynajmniej tak mi się wydawało gdyż poprzez dekolt jej czarnej bluzki ujrzałem bandaż. Oczy jej były zielone. Jej zgrabne nogi zakrywały ściśle przylegające spodnie.
-Czym sobie zasłużyłem by wzbudzić uwagę takiej piękności.- Powiedziałem uśmiechając się czarująco.
-Hmm, niech pomyślę zmierzasz w stronę Jack the White'a?- Powiedziała to przeciągając a palcem dotykała swoich warg.
Jej wargi były tak kuszącę miałem ochotę w nich zatonąć. No nie tylko w nich.- Tak się składa że mam pewną sprawę do ugadania z nim. niecierpiącą zwłoki.
- Ja także.- Uśmiechnęła się nieznajoma.- Może przejdziemy się razem?- Powiedziała kiedy podeszła ze mną i zwinni wsunęła swoją rękę pod moją. Przez chwilę czułem się jak na spacerach z "nią". - Poprowadzisz?
-Ależ oczywiście.- Powiedziałem i ruszyłem powoli. Mógłbym rzec że była wręcz przylepiona do mojego ramienia. Szliśmy tak razem, upajałem się wszystkim związanym z nią. Jej widokiem, jej głosem kiedy nuciła i jej zapachem. Jaśmin i proch ciekawe połączenie. Szliśmy tak przytuleni dróżką pnącą się w górę. Nagle wyczułem tą żądze. Leciutko odsunąłem moją partnęrkę i przyjąłem impet na siebie. Jack kopnął mnie w rękę.
- O pierwszy raz widzę tak ciekawą parę łowców.- Odezwał się "truposz".
- Ty chuju! Ty skurwysynie zapłacisz mi za to. On miał być szczęśliwy to nie miało się tak skończyć. Nie miał być zabity przez ciebie!- Moja towarzyszka była dość nerwowa.
-Kochana przez ze mnie bylo tyle rzeczy spowodowanych że nie wiem o co ci chodzi.
- Nie wiesz, chcesz mi powiedzieć że nawet nie pamiętasz tych których zabiłeś?
- Zabiłem tylu moja droga, że w pewnym momencie przestałem ich liczyć.- Uśmiechnął się ponuro.- A więc kogo zabiłem by zasłużyć sobie na gniew takiej piękności?
Stałem sobie spokojnie i wszystko obserwowałem, kiedy usłyszałem że kobietę przywiodła tu osobista vendetta postanowiłem się nie wtrącać, przynajmniej chwilowo. Kobieta była strasznie zdenerwowana, w jej oczach płonął ogień.
- Mojego brata, napadłeś skurwysynie na statek który wiózł go na wyspę do jego dziewczyny. On miał się z nią ożenić, jechał się oświadczyć. Oboje się tak kochali.- Kobieta mówiła powoli przez łzy.
-Oj daj spokój bo się popłaczę.- Spojrzał na nią z pogardą.- Chcesz spotkać się z bratem? To mogę dla cieie załatwić bezboleśnie.- Swój wzrok skierował na mnie.- A ty tu czego?
-Ja? Towarzyszę jej, ktoś przecież będzie musiał uprzątnąć ciało. To nie może, że kopniesz i poleci za burtę co nie?
-No masz rację, zacznij już lepiej kopać. Zanim się rozmyślę.- Uśmiechnął się ponuro.
- Nie dam się zabić!-Krzyknęła dziewczyna i strzeliła w White'a.
Poszukiwany szybko uskoczył i kule trafiły w pustkę. Truposz śmiał się.- Oj moja droga powiem ci, że tak mnie nie zabijesz.- Podskoczył do niej i lekko ją uderzył tak, że poleciała na ziemię.- Może zanim cię zabiję zabawię się z tobą? Dawno nie miałem okazji pobaraszkować z kobietą.
W jej oczach dostrzegłem strach i przerażenie, była bezbronna i bezsilna. Widziałem to ona błagała o pomoc.- Prędzej się zabije niż tobie oddam.
- Nie musisz się oddawać wezmę to siłą.- Powiedział i skierował rękę ku bandażom.
- No cóż chyba pora się przedstawić. Jack the White'a prawda? Wart 1mln beri zabójca.
- Tak to ja, a teraz mi nie przeszkadzaj.
- Przyjrzyj mi się dokładnie.- Powiedziałem i zacząłem zdejmować koszulę. Wiedziałem że nawet w ciemności zobaczy tatuaże, więc bacznie obserwowalem jego twarz. Najpierw był spokój i pogarda, w następnej chwili zobaczyłem strach i przerażenie. - Nazywam się Nevale. Jednak wy zwiecie mnie...
- Kurenai no Ryu.- Przerwał mi, kiedy wypowiedział te słowa przełknął ślinę.
- Cieszę się że mnie znas.- Uśmiechnałem się.- To teraz puść tą panią i my sobie powalczymy.
-Nie dasz mi rady chłopcze.- Zarechotał.
-Haha a to dowcip, ja nie dam tobie rady tak?- Zapytałem się przeciągając.
Nie odppowiedział nic tylko natychmiast skoczył. Podbiegł do mnie i zamierzał mnie kopnąć, jednak jego kopnięcie zablokowałem moim piszczelem. Przeciwnik odskoczył w tył i po chwili znów ruszył teraz bardzo szybko atakował mnie pięściami. Grad ciosów spadał na moją gardę. Te których impaktu nie przyjąłem na ciało to starałem się ich uniknąć. Walka była ciężka dluga i bolesna. Chociaż bolesna była dla mojego przeciwnika. Jednak nie nazwałbym go przeciwnikiem ponieważ nie odczuwałem potrzeby użycia haki. Czekałem aż przecwinik się zmęczy głównie unikałem bądź blokowałem jego ciosy. Widziałem jak przeciwnik dyszy i męczy się.
- To wszystko na co cię stać?- Zapytałem.
Przeciwnik nie odpowiedź tylko w furii rzucił się na mnie. Przez własne roztargnienie opuścił gardę i wykorzystałem to. Poczekałem aż się do mnie zbliży i wyprowadziłem cios prosty. Przeciwnik odleciał trochę w tył, wykorzystałem to i skoczyłem do niego. Najpierw hak, jego ciało poleciało do góry. Potem szybki wyprost i kopnięcie w podbródek wyrzucić go jeszcze wyżej. Potem skok w górę złapanie jego głowy i ciśnięcie nim o ziemię.
- Jest twój jeśli chcesz zabij go, jeśli nie ja to zrobię. Ostatecznie możemy oddać go marines. - Spojrzałem kobiecie prosto w oczy nie była już przerażona.
- Ja zabiję go... Zasłużył sobie na to.- Chciała być twarda, jednak próbowała przekonać samą siebie. Widziałem jak ręka jej trzęsła się kiedy sięgała pistoletu.
Dziewczyna chwiejnym krokiem podeszła do nieprzytomnego i wymierzyła pistoleem w jego głowę. Obserwowałem ją uważnie, widziałem jak jej palec oplata zimny metal spustu. Zebrała się w sobie i już miała pociągnąć gdy nagle, usłyszałem szloch. Ku mojemu zdziwieniu zobaczyłem jak dziewczyna płacze.
- Mimo, że był takim skurwysynem nie jestem w stanie. Poprostu nie jestem w stanie go zabić. - Rzuciła się na mnie i przytuliła. Czułem tylko jak mojej nagiej piersi spływały jej łzy.
- Zrobić to za ciebie?- Zapytałem się.
- A nie mógłbyś go związać i oddać?
- Nie muszę go wiązać.- Uśmiechnąłem się.- Kai!- Wypuściłem haki które sparaliżowało mężczyznę, wiedziałem że nie bedzie w stanie się poruszyć przez dwa może nawet trzy dni.
- Boję się. Możesz mnie przytulić?- Dziewczyna zapytała drżącym głosem. Spełniłem jej prośbę z miłą chęcią. -Obok jest plaża chodźmy tam.
- Dobrze.- Dzewczyna była skołowana niewiedziała co z sobą zrobić.- A co z nim?
- O niego się nie musisz bać. - Uśmiechnąłem się i zabrałem ją na plażę.
Kiedy znalazłem się na plaży, siadłem sobie na piasku i zacząłem przyglądać się księżycowi. "Mangetsu"(księżyc w pełni.) Ach jak ja uwielbiałem pełnię. Dziewczyna siedziała obok mnie. A raczej siedziała przytulając się do mnie. Widziałem łzy bólu spływające po jej twarzy. Postanowiłem jej ulżyć. Wysunąłem swój język i zlizałem łzy, po czym pocałowałem ją mocno i soczyście. Przez pierwszą chwilę dziewczyna stawiała opór jednak już po chwili całkowicie oddała się mojemu pocałunkowi. Jedną ręką przytulałem ją, druga delikatnie błądziła po jej ciele. Szukała miiejsca gdzie związane były bandaże, szybko odwiązałem bandaż, kiedy bandaż tylko został rozwiązany spadł pod naporem pięknych i dużych piersi mojej towarzyszki. Delikatnie chwyciłem jedną pierś w dłoń i zacząłem się nią bawić. Widziałem że podobało się to mojej towarzyszce więc zdjąłem z niej koszulę. Przez sekundę była zdziwiona lecz po chwili sama położyła się na piasku. Nieprzerywając pocałunku obiema dłońmi zacząłem pieścić jej piersi. Potem gdy oderwałem moje usta od jej ust zacząłem całować jej poliki szyję. obojczyki ramiona, klatkę aż doszedłem do piersi. Zacząłem od delikatnego lizania sutka aby po chwili go przygryźć, dziewczyna pisknęła. Widocznie ugryzłem za mocno. Następnie zączałem rytmicznie ssać jej sutki raz jeden raz drugi. Jedna ręka błądziła po jej ciele aż zatrzymała się na spodniach, druga wciąż pieściła jej pierś. Odpiąłem guzik i rozpiałem jej spodnie.........
Usłyszałem głośny plusk i przerwałem wspominanie. *To się nie liczyło, teraz nie jestem łowcą tylko piratem. Ja nie poluję a na mnie polują, tylko czy dadzą mi radę? W sumie narazie nie warto się tym martwić, to najmniejszy mój problem. Obecnie muszę zająć się Red Eye'm i Sheeve'ą.*- Przerwałem rozmyślania i wróciłem do treningu.


http://img509.imageshack.us/img509/6156/arkonxw7.png
ot skromny pisarz

NEVALE DELAVEGA

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl