#1 2010-03-07 20:26:51

ark0n

Pirat

Skąd: Toruń
Zarejestrowany: 2009-03-19
Posty: 185
Punktów :   
WWW

ark0n II

Imię Nevale

Nazwisko Delavega

Płeć - Mężczyzna

Wiek 22 lat

Pochodzenie - Wyspa Shell/East Blue

Rasa człowiek

Zawód Kucharz

Akuma no mi
Ekwipunek

- ubranie czarne spodnie + karmazynowa koszula, czarny garnitur + biała koszula +krawat .
- Rapier w czarny futerale z złotą rękojeścią (pamiątka rodzinna)
- psychotropowe leki na moją chorobę
- odtrutka, która usuwa leki z organizmu w przeciągu 10 sek
- Ko Den Den Mushi
- tekkou.(para dwóch rękawic stalowych)
Bele 31 tyś

Organizacja - Piraci

Grupa krwi 0rh –

Wygląd http://fc04.deviantart.net/fs24/f/2007/342/d/1/Doodle__mafia_guy_by_Kumi_Pumi.png
Wys. około 190 cm
- blady kolor skóry
- błękitne oczy

Cechy szczególne

- tatuaże w kształcie smoków na rękach. Podczas walki zwykle stają się szkarłatne.
- lakoniczny
- Skryty w sobie
- nie lubi mówić o swojej przeszłości.
- lubi hazard ale nie do tego stopnia by móc go nazwać hazardzistą
- choroba zwana żądzą zabijania ( zaawansowane stadium -2 do int jeśli nie zażywane są lekarstwa)

Historia

East Blue najsłabszy z wszystkich oceanów, na nim znajduje się wyspa Shell ciężko na niej popełnić jakieś wykroczenie ponieważ jest tam posterunek marines. Jednak pewien człowiek, kupiec postanowił kiedyś opuścić to miejsce chciał zostać piratem. Jednak wyspę było ciężko opuścić ponieważ marines, którzy tam stacjonowali kontrolowali każdego. Pewnego dnia do tejże wyspy przypłynął statek poszukiwano na nim ludzi chętnych by prowadzić interesy w Loguetown. Mick Delavega bo tak nazywał się ów kupiec zgodził się aby tam pojechać ponieważ stamtąd łatwiej było dostać się na morze i zostać piratem. Ów człowiek miał tylko jeden mały problem, był ojcem a jego żona nie żyła nie mógł wyruszyć w świat zostawiając dziecko bez żadnego zabezpieczenia. Mimo to wraz z synem przeprowadził się do Loguetown rozkręcił mały interes nauczył syna jak być dobrym kupcem zdobył wiele znajomości jedną z nie jakim Wistem Nostarem królem podziemia, któremu ocalił kiedyś życie. Syn jego żył dobrze nikt go nie ważył się czepiać jeśli ktoś do kogo mówił wujek rządził mafią tego miasta.
    W szóste urodziny chłopaka postanowił z nim pogadać poważnie.
- Synu masz już sześć lat zaczynasz być dorosły jednak będę musiał Cię opuścić przykro mi z tego powodu jako pamiątkę po sobie zostawię tobie nasz rodzinny rapier. To będzie twój prezent strzeż go niczym oka w głowie.- Po wypowiedzeniu tych słów ofiarował chłopakowi piękny rapier z złota rękojeścią w czarnym futerale. – Wiem że to będzie dla ciebie trudne ale ja zawsze chciałem zostać piratem, postarałem się abyś nie cierpiał z głodu jak pieniądze za sklep się skończą zgłoś się do wujka jak będziesz miał kłopoty od razu idź do niego. Wiem iż możesz mnie znienawidzić przez to że odejdę ale morze mnie wzywa ty też kiedyś pewnie poczujesz to uczucie i spotkamy się na morzu.
- Nie zatrzymam cię za długo już to robiłem tato ale wiedz że będę tęsknić.
Od tego czasu zajmował się mną wujek.Minęły cztery lata a ja się uczyłem. Miesiąc później odwiedził mnie wuj .
- Witaj wujku – Przywitałem go z uśmiechem na ustach.
- Cześć młody jak się żyje bez staruszka?
- A nie jest tak źle ale brakuje mi go.
- O a co to – powiedział i wskazał palcem na rapier przy moim boku – Widzę że z ciebie już prawdziwy mężczyzna, młody. A co ty na to żeby nauczyć się jak przeżyć i walczyć ?
- Naprawdę ale ty zawsze jesteś zajęty nie chce ci przeszkadzać – powiedziałem ze smutkiem w głosie.
- Masz rację jestem zajęty ale jest osoba mój przyjaciel twojego taty też, która zamierza wybrać się na dwa lata na wyspę Shikimotsuki i z chęcią by cię zabrał ta osoba jest kompetentna.
- Naprawdę mogę a co z sklepem ?
- Nie bój się o to obiecuję że zadbam o twój sklep.
    Parę dni po tej rozmowie przybył do mojego sklepu człowiek. Na początku myślałem że to dość niecodzienny klient. Wysoki mężczyzna ubrany był w buty i spodnie od garnituru. Nie nosił koszuli, na ciele wytatuowanego miał smoka. Jego oczy napawały mnie strachem, pierwsza myśl moja zdziwiła mnie. Ucieczka to słowo rzucało się po mojej głowie. Niebiesko-włosy patrzył na mnie tymi oczami, po chwili się odezwał.- A więc ty jesteś synem Delavegi? Nie wstyd ci przynosisz hańbę ojcu. Czy może nigdy nie zdradził ci kim był zanim został sklepikarzem? Zanim osiadł na Shell? Pięść Śmierci tak o nim mówiono. Nie wiesz kim jestem? Czy może wiesz i boisz się tej odpowiedzi? Tak nazywam się Kan Simits i zgodnie z prośbą twego wujka zabieram cię ze sobą. To, że podświadomie boisz się mnie znaczy że nie umrzesz tak łatwo. Masz bagaż przygotowany? Jak tak to idź po niego.
Posłusznie poszedłem po torbę kiedy wróciłem obok Kan'a stał wujek.- No młody przyszedłem się pożegnać daj klucz. Zaopiekuję się twoim sklepem.
Rzuciłem się mu w ramiona.- Żegnaj wujku będę tęsknić.
  Płynęliśmy równy tydzień, ten czas był dla mnie jak piekło. A przynajmniej wtedy tak myślałem. Wtedy nie miałem pojęcia co to prawdziwe piekło.  Kazał mi pracować razem z marynarzami, od kucharza okrętowego nauczyłem się paru przydatnych sztuczek. Więc oprócz pracy fizycznej na pokładzie pomagałem kucharzowi, nie wiem nawet ile warzyw przez ten czas obrałem, jednak nauczyło mnie to precyzji. Kiedy wylądowaliśmy na wyspie Kan zabrał mnie na rzadziej zamieszkaną cześć wyspy. Przez pół roku trenował mnie w odosobnieniu od świata. Sam chodził po zakupy podczas gdy ja wspinałem się po stromych skałach czy godzinami uderzałem w drzewo. Przez pierwsze trzy miesiące kazał mi ćwiczyć tylko ręce i tak robiłem. Po upływie owego czasu dorzucił mi ćwiczenia nogami. Kiedy minęło pół roku od kiedy przybyliśmy na wyspę pozwolił mi udać się do miasta. Dostałem sakiewkę z pieniędzmi i poszedłem kupić sobie nowe ciuchy. Kiedy dotarłem do sklepu była w nim dziewczynka. Dziesięcioletnia czarno włosa o zielonych głębokich oczach. Spodobała mi się od razu. Jednak nie wolno mi było się z nikim zadawać i dostałem polecenie powrotu natychmiastowego. Tak więc zrobiłem kiedy kupiłem najpotrzebniejsze rzeczy ruszyłem z powrotem do obozu. Dziewczynka śledziła mnie. Nie zaprzątałem sobie nią głowy. Kiedy znalazłem się w obozie ona przystanęła na skraju lasu i patrzyła. Zrzuciłem nowo kupioną koszulkę i zmieniłem spodnie na stare co zniszczę je do końca. Kan odpoczywał w domku w górach. Tam odbywała się większość treningów z nim oraz tam spałem w zimniejsze dni. Czułem na sobie jej wzrok mimo chęci podejścia do niej poszedłem trenować, zrobiłem tak ponieważ gdyby Kan przyszedł i zobaczył mnie obijającego się czekałaby mnie surowa kara. Dziewczynka siedziała w cieniu drzewa i patrzyła uważnie jak uderzałem pień obwiązany liną. Przychodziła tak co dzień a pewnego razu przyniosła mi i Kan'owi onigiri. Kan pozwolił jej przychodzić i rozmawiał z nią ja także mogłem ale jedynie podczas posiłków. Trening któremu zostałem poddany był dla mnie piekłem szczególnie kiedy Kan uczył mnie swoich ruchów ale tak aby zapamiętało je moje ciało.  Kiedy minęły dwa lata Saya stała się naprawdę moją dobrą przyjaciółka. Ja przez cały ten czas trenowałem i pojedynkowałem się z uczniami ken-jutsu. Kan nauczył mnie jak niezbrojony wojownik może pokonać szermierza. Po dwóch lata ciężkie treningu kiedy myślałem że pora wracać Kan stwierdził że zostaniemy jeszcze. Odkąd podjął tą decyzję mieszkałem z nim w domku stale. Czasami chodziłem na festyny z Sayą. Nie walczyłem już z jednym przeciwnikiem o nie teraz szermierzy było dwóch albo trzech. Ich broń nie ważne czy bambusowa czy może drewniana rozbijała się o moje ciało. Jednym uderzeniem niszczyłem drewniany miecz.
Trzy lata, przez trzy lata do piętnastego roku życia, moje życie było piekłem. Przez pięć lat Kan nauczył mnie naprawdę sporo. Walczyłem sam przeciw pięciu szermierzom i zawsze wygrywałem. W moje urodziny w mieście akurat był festyn, Saya przyszła mnie zabrać. Ubrałem więc co lepsze rzeczy i poszedłem z nią. Przez pięć lat zmieniła się była naprawdę piękna, a ja byłem naprawdę zakochany. Tego dnia byłem naprawdę radosny, bawiliśmy się na całego tańczyliśmy i gdy podczas fajerwerków miałem ją pocałować jej głowa eksplodowała. Huk usłyszałem sek przed wybuchem. To był pistolet. Resztę festynu pamiętam jak przez mgłę, tylko że ta mgła była strasznie czerwona. Chwiejnym krokiem ruszyłem w kierunku zgrai (20) bandytów, która właśnie przerywała festyn. Widziałem unoszący się z pistoletu dym. Podszedłem do strzelca. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się głupio.- No co mały chcesz pomścić tą kurwę? Tą młodą dziwkę? Oj wybacz czy może jeszcze ci nie dała?- Kiedy wypowiadał te słowa śmiał się bezczelnie. Jednym ruchem zabiłem go. Uderzyłem go w podbródek tak mocno, że wygięcie sprawiło złamanie szyi śmiecia. Jego koledzy byli następni umierali jeden po drugim. Tatuaże które zrobił mi Kan na moje urodziny, smoki stawały się szkarłatne od krwi. Kiedy Kan mnie odnalazł klęczałem i tuliłem do siebie jej ciało. Nie krzyczałem, łzy ciurkiem spływały po mojej twarzy. Kiedy zapytałem się Kana o tą mgłę powiedział że mój ojciec tez to miał. Od tamtego dnia regularnie zażywam leki.
Z Shinotsuki zostałem wysłany na cocoyashi do gdzie zająłem się polowaniem na bandytów. Miałem 15 lat a każdy bandyta na tych wyspach obawiał się mnie. Kurenai no Ryu samo to imię sprawiało że poddawali się. Pewnego razu na Cocoyashi przybył pirat i zaoferował mi trening. Przysłał go mój ojciec podobno. Nauczył mnie ten pirat co to haki i jak je opanować. Bardzo mnie to ucieszyło ponieważ szczerze nienawidziłem rozlewu krwi. Zabijałem tak aby krew nawet nie pojawiła się, a jeśli już miała się pojawić to wszędzie zawsze latały kości. Pamiętam pierwszy bandyty zabity na cocoyashi przebiłem się pięścią przez jego brzuch. Następnie rozszarpałem jego towarzyszy, krew działała na mnie jak czerwona płachta na rozjuszonego byka. Haki było przydatne zazwyczaj wtedy kiedy byłem opanowany. Używałem go do pozbawiania przytomności moich przeciwników.
Po trzech latach spędzonych na Cocoyashi postanowiłem wrócić do Lougetown. Kiedy znalazłem się w porcie ruszyłem do mojego sklepu. Sklep prosperował dobrze i był znany, zapewne z mieszkania wszystkie rzeczy zostały przeniesione do domu wujka. Nie chcąc marnować czasu ruszyłem do jego villi. Kiedy znalazłem się przed budynkiem na plecach miałem torbę z swoim skromnym dobytkiem a ubrany byłem raczej niechlujnie. Buty czarne zwykłe, spodnie materiałowe tanie jakieś, także czarne oraz t-shirt czerwony.Strażnicy przed bramą nie chcieli mnie wpuścić więc użyłem haki by ich uśpić. Zgrabnie wskoczyłem na budkę strażnika i przeskoczyłem przez płot. Po drugiej stronie czekała już na mnie kompania, nie byłem w nastroju by się bić jednak także nie miałem ochoty pokazywać wszystkim, że posiadam haki. Zrzuciłem więc pakunek na ziemie i stanąłem w pozycji do walki. Pierwszy z nich popełnił błąd i nie docenił mnie i zaatakował frontalnie. Z góry założyłem, że nie będę pozbawiał wujka pracowników. Ta decyzja utrudniła mi walkę ponieważ nie mogłem stosować nader skutecznych ciosów, których jedyną wadą było to iż były zabójcze. Setka tego dnia pokonałem setkę strażników wujka, nie ważne czy atakowali wręcz czy bronią białą. Musiałem im przyznać mieli honor nikt nie zaatakował mnie bronią palną. Kiedy ostatni z nich padł wyszedł wujek. Ubrany był w spodnie od garnituru i białą koszulę, w ręku jego lśniła katana. -Nie wiem czego tu szukasz ani po co tu przyszedłeś. Muszę ci pogratulować za pokonanie ich wszystkich, szczególnie z tymi zranionymi rękoma.- Spojrzałem na bandaże, które ukrywały tatuaże.- Teraz ja będę twym przeciwnikiem.- Ukłonił mi się i ruszył. Walka z strażnikami była niczym rozgrzewka w porównaniu do jego umiejętności. Ledwością unikałem jego cięć, a parowanie ich i odbijanie było niczym cud. Stwierdziłem, że jeśli chce się zaprezentować porządnie wujkowi powinienem przestać się bawić i tak zrobiłem. Różnica była widoczna gołym okiem nie wstrzymywałem się i używałem najlepszych technik jakich mnie nauczył Kan. Wuj odbijał to z prawdziwą gracją jak na szermierza przystało.- Podobasz mi się powiedział. Pozwól więc, że się przedstawię jestem Wist Nostar. Czy możesz zdradzić mi swoje imię?
-Ależ oczywiście.- Odpowiedziałem i przestałem atakować ponieważ przeciwniki także zaprzestał akcji.- Nazywam się Nevale Delavega i tak się składa, że osiem lat temu miałem prawo nazywać cię wujku.- Powiedziałem i rzuciłem się w jego stronę.
Z ręki mężczyzny wypadła katana. Chwycił chłopca mocno i przytulił go.- Mój drogi jak ty wydoroślałeś.
-Nigdy nie sądziłem wujku, że jesteś aż tak silny. Gdybym użył tylko połowy siły tak jak na strażnikach to pokonałbyś mnie bez problemu.
-No łatwo to nie było by zapewne. Mam dla ciebie ważną informację. Kiedy ty byłeś na szkoleniu na rodzinnej wyspie twego ojca jest sierociniec. Tak co jest w tym ważne się zastanawiasz? Podobno jest tam dziewczyna imieniem Shion i jej brat. Chłopak nosił cechy rodu Delavega. Masz brata. Dalej musisz szukać sam.
- Dziękuję wuju. Wyruszę jak najszybciej, czy możesz mi to jakoś ułatwić?
-Tak jutro statek stąd płynie na Fuushę.
Następnego dnia rankiem wsiadłem na statek. Podróż na Fuushę minęła spokojnie, bez przygód. Kiedy wysiadłem w porcie na Fuushy zapytałem się o sierociniec. Od razu wskazano mi drogę, jak najszybciej ruszyłem w tym kierunku. Były tam zgliszcza, moja nadzieja na pozyskanie rodziny legła w gruzach. Rozpytywałem wielu ludzi o te zgliszcza. Podczas jednej z rozmów usłyszałem dość nietypowe imię. Masahiro Hachirou jego miałem szukać. Pytałem się tu i ówdzie. Dowiedziałem się że na Fuushy jest grupa łowców, którzy na niego polują. Zaciągnąłem się do nich i razem ruszyliśmy. Podczas naszego tropienia Masashiro złapaliśmy i zabiliśmy wiele piratów, traktowałem ich jako rodzinę. Był sztorm kiedy doszło do abordażu na statek Pirata. Moi towarzysze wahali się jednak ja nie miałem tych oporów. Jednym skokiem znalazłem się na statku pirata. Podczas takiego sztormu mogłem uwolnić haki niepostrzeżenie i tak też zrobiłem. Prawie cala załoga nie wytrzymała padali pod wpływem mojej woli na pokład. Kapitan wyszedł przeciw mnie. Nie męczyłem się z nim za długo. Kiedy pobiłem go dość poważnie zaczął konwersację.
- Kim ty jesteś?
- Łowcą. Jednak nie z tego powodu tu jestem.
-Tak silny łowca? Powinieneś być korsarzem.
-Mam do ciebie pytanie dziewczyna zwana Shion?
-Ah..... Sprzedałem ją marines.
- Miała rodzeństwo?
- Nie pamiętam.
Nerwy zaczęły brać górę, także na nieszczęście Masashiro przed abordażami nie brałem tabletek. Rzucałem nim po całym pokładzie a także uderzałem od czasu do czasu. -On..... On był podobny do ciebie. Też tak walczył, też trawiła go nienawiść. Nie pamiętam jak się nazywał, zresztą niewolnicy nie są godni imion.
- Obiecałem im, moim towarzyszom. Zostaniesz wzięty żywcem, obiecałem nie zabijać cię.
Ta obietnica była moim błędem. Później napotkał nas okręt marines zmierzający na Grand Line. Podpłynęli do nas ale zamiast przejąć pirata to go uwolnili on wskazał mnie. Moi towarzysze otrzymali wybór walczyć albo wydać mnie. Mieliśmy jeden dzień na przemyślenie tego. Tego wieczora zasnąłem, po wypiciu herbaty czułem się niewiarygodnie senny i zmęczony. Marines przejęło mnie i tak trafiłem do więzienia na jakiejś wyspie, nawet nie wiedziałem jakiej. Jedyne co wiedziałem, że mam siostrę która ma zielone włosy i nazywa się Shion. Byłem zamknięty w celi. Nie wypuszczano mnie, raz na jakiś czas kąpiel, dbano o mnie chyba tylko po to by Masashiro mógł cieszyć się że gniję, iż nie wywinąłem się czymś tak trywialnym jak śmierć. Dzień w dzień trenowałem, powtarzałem to czego mnie nauczono i wymyślałem swoje techniki. Myślałem nad ucieczką jednak wiedział, że będzie mi ciężko komuś zaufać zostałem przecież zdradzony przez swoich kamratów. I tak gniję tu. Bóg jeden wie gdzie.
Punkty Mechaniczne

Statystyki

Siła – 18
Zręczność – 18
Szybkość - 19
Wytrzymałość - 8
Inteligencja - 6

Zmysły

- Zmysł Wzroku – 15   
- Zmysł Słuchu - 15
- Zmysł Węchu -7
- Zmysł Smaku - 8
- Zmysł Dotyku – 10

Umiejętności bojowe

- 20 punktów walki wręcz

Techniki/Zdolności : Haki
- wybuch haki.- pozbawia przeciwnika przytomności na okres 3 rund.
- wzmocnienie ciała haki.- pozwala atakować logię i innych użytkowników owoców niezależnie od tego jakim owocem się posługują.

Umiejętności

- haki - 25
- kucharstwo- 7
- szermierstwo - 2
- nawigacja - 2

Ostatnio edytowany przez ark0n (2010-03-19 17:52:12)


http://img509.imageshack.us/img509/6156/arkonxw7.png
ot skromny pisarz

NEVALE DELAVEGA

Offline

 

#2 2010-03-15 21:06:43

GomeZ

Admin(masz pytanie? pisz na PW lub na GG)

11548543
Skąd: łoooooo... daleko
Zarejestrowany: 2009-03-13
Posty: 144
Punktów :   

Re: ark0n II

Akceptacja Karty Postaci

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl